Zawsze chciałam zrobić islandzkie kleinury, jak mówimy my Polacy spolszczając to słowo. Szczerze mówiąc zawsze się bałam i myślałam, że to nie może się udać. Jakże się myliłam, bo wiecie co?To jest dziecinnie proste. Łatwiejsze od naszych polskich faworków, bo nie trzeba tak cieniutko wałkować.
Dość grube ciasto szybko się smaży i wcale nie chłonie tłuszczu.
Zaniosłam moje dzieło do pracy następnego dnia i wyobraźcie sobie, że wszystkim smakowało i niektórzy poprosili o przepis. Jedynie do czego się doczepili moi islandzcy koledzy, to do cukru pudru, który nie powinien się na kleinurach znaleźć. Wydawały mi się one ciut mało słodkie i tak sypnęłam sobie trochę. Podobno niepotrzebnie, bo oryginalne kleinury cukru pudru nie mają.Zjedli i takie.Tylko puste pudełko zostało .Zapraszam serdecznie do wypróbowania!
Islandzkie Kleinury
1 kg mąki pszennej
100g cukru
8 łyżeczek proszku oo pieczenia
100g masła pokrojonego w kostkę
1 laska wanilli
otarta skórka z jednej pomarańczy
otarta skórka z jednej cytryny
2 łyżeczki zmielonego kardamonu
1 litr kwaśnego mleka ( surmjolk)
2 jaja
Tłuszcz do smażenie
W misce wymieszać razem mąkę, cukier i proszek do pieczenia. W innej misce rozmieszać trzepaczką jajka i kwaśne mleko.Obie miski odstawić na bok.
Utrzeć masło za pomocą robota kuchennego.Dodać zeskrobane ziarenka wanilii, skórkę otartą z cytryny i pomarańczy oraz kardamon i połączyć.
Zmienić końcówkę w robocie na hak do wyrabiania. Do masła dodać mieszankę mąki, cukru i proszku do pieczenia oraz jajka z kwaśnym mlekiem. Wszystko wyrobić hakiem do połączenia składników. Nie wyrabiać za długo.
Podzielić ciasto na dwie części.
Podsypać mąkę i rozwałkować każdą pojedynczo na grubość około 1 cm.
Wycinać romby, naciąć po środku i przełożyć jeden koniec przez środek tak aby powstał węzełek. Ta sama technika co w naszych faworkach.
Smażyć na rozgrzanym tłuszczu i wykładać na ręcznik papierowy.
Smacznego!